Ledwo żywy Chińczyk z nożem w klatce piersiowej próbuje ratować żonę, bo jakieś bandziory przyszły czekać na podwózkę, ale gospodarze nie wytrzymali i zrobił się dym.
Typowy bieda-thriller, który miał pewien moment, gdy w niego nawet wierzyłem i to po tandetnym prologu i sztampowej ekspozycji. Było to jakieś 15 minut budowania napięcia, bez żadnej przemocy, jedynie takie badanie, kto pierwszy pęknie, kto jest słabszy psychicznie. Goście czy gospodarze. Balonik ładnie rósł, a gdy pękł, to okazało się, że to był jedyny jaki reżyser miał w swoim inwentarzu. Następne jakieś 50 minut filmu, to zupełnie niewykorzystany suspens, gdy bohater ledwo żywy ukrywa się i po kolei eliminuje bandziorów. Nie jest to jakiś kozak, sporo zawdzięcza przypadkowi, zbiegom okoliczności, ale ginie to w słabej realizacji i reżyserii.
Na mały plus: R. Patrick i Knepper, którzy granie zrytych psycholi mają w małym palcu i ich sceny, gdy mierzą się tym swoim świdrującym wzrokiem dają radę.
Przesłanie: Taki film, żeby Chińczycy nie jeżdzili do USA, bo ich pacyfistyczne, wrażliwe, proekologiczne umysły będą musiały zmierzyć się z brutalną amerykańską kulturą przemocy, która dopadnie ich nawet w leśnej chatce na kompletnym odludziu.
Ogółem, takie 4/10 - może kiedyś odblokują ocenianie i nie zapomnę uzupełnić oceny :)