Nieźle zakręcony film. "Kiss Kiss Bang Bang" to pokręcona mieszanka sensacji, kryminału, czarnej komedii i filmu akcji, która jest nie podobna do niczego, co ostatnimi czasy mieliśmy okazję widzieć na naszych ekranach. Najbardziej niezwykłe w tej produkcji jest podejście twórców do opowiadanej historii jak i do samego filmu. Bawią się oni bowiem formą, nie traktując niczego na poważnie i udziwniając ten film gdzie tylko się da. Mamy tutaj bowiem narratora, który jest również głównym bohaterem, który nie tylko wprowadza nas w historię, ale również ingeruje w nią, zatrzymując czasem obraz, komentując zgryźliwie bieżące wydarzenia, narzekając na niektóre sceny, czy przestawiając biorących udział w filmie aktorów na inne miejsca, bo akurat weszli w kadr. Czasem cofnie on jakąś scenę, bezpośrednio zwróci się do widzów, pytając czy może więcej razy mówić słowo na P, lub powtórzy już raz wypowiedzianą kwestię, specjalnie dla osób siedzących w ostatnim rzędzie. Również bohaterowie od czasu do czasu powiedzą coś bezpośrednio do widzów, co by na przykład podsumować całą historię.
A ta jest interesująca, bo główna intryga, identycznie jak sam film, jest nieźle zaplątana i bardzo łatwo się w niej zagubić. W połowie seansu film niestety trochę traci na prędkości i zapomina o swoich komicznych wstawkach, stając się dość normalną sensacją, ale przez to tez dość nudną i chaotyczną, przez co trochę trudno się w nim połapać. Prawdę powiedziawszy w pewnym momencie sam zgubiłem się w tej historii i choć na końcu twórcy wszystko wyjaśnili, to nadal mam wrażenie, że nie do końca zrozumiałem, o co tu tak naprawdę chodziło. Nie zmienia to jednak faktu, że obraz Blacka to świetnie zagrana komedia - wybija się oczywiście Downey Jr., ale dobrze wypadli także Kilmer jako gej Gay Perry i Monaghan jako towarzysząca im Harmony. Film ten jest wypełniony świetnymi gagami, ciętymi dialogami i masą niesamowitych scen, które wynagradzają środkowe zwolnienie i słabo czytelną intrygę. Na plus trzeba jeszcze zaliczyć ładną, animowaną czołówkę z idealnie dopasowaną muzyką Johna Ottmana. Szkoda tylko trochę, że motyw przewodni, który w niej słyszymy, później rzadko pojawia się w filmie, a sama muzyka nie jest już tak porywająca, jak przy napisach początkowych.
7/10