Kino jak improwizacja jazzowa – swobodne, śmiałe i nieoczywiste. Na pięciu filmowych rolkach, obejmujących lata 1949-1963, reżyser rekonstruuje bezpowrotnie utracony czas... Zobacz pełny opis
Kino jak improwizacja jazzowa – swobodne, śmiałe i nieoczywiste. Na pięciu filmowych rolkach, obejmujących lata 1949-1963, reżyser rekonstruuje bezpowrotnie utracony czas – czas młodości naznaczonej poczuciem wykorzenienia i kryzysem tożsamości, ale i stojącej pod znakiem pierwszych prób twórczych. Niedługo po dotarciu do StanówKino jak improwizacja jazzowa – swobodne, śmiałe i nieoczywiste. Na pięciu filmowych rolkach, obejmujących lata 1949-1963, reżyser rekonstruuje bezpowrotnie utracony czas – czas młodości naznaczonej poczuciem wykorzenienia i kryzysem tożsamości, ale i stojącej pod znakiem pierwszych prób twórczych. Niedługo po dotarciu do Stanów Zjednoczonych Mekas rozpoczyna swoje miejskie peregrynacje z kamerą 16 mm. Nie rozstając się z nią, oswaja obcy świat, w którym szuka miejsca dla siebie, i kadr po kadrze buduje swój własny Williamsburg i Manhattan. To miasto neonów, politycznych protestów, zapomnianych dzielnic, anonimowego tłumu i wędrówek bez celu. Z tych eskapad XX-wiecznego "flâneura" po latach wyłoni się osobista, polifoniczna mapa Nowego Jorku, kreślona w równym stopniu za pomocą ujęć robotników i ikon kultury (zobaczymy m.in. fotografa Roberta Franka czy poetę Franka O’Harę), osób bliskich i przypadkowych przechodniów, emigrantów i Amerykanów. Przez ten labirynt wspomnień, osobistą topografię, cały czas prowadzi nas melancholijny komentarz reżysera. Ale "Lost Lost Lost" to nie tylko kronika życia miejskiego. Taśma filmowa okazuje się tu mieć moc ocalającą. Obraz chroni przed uporczywym wyobcowaniem i porządkując przeszłość w kadrach, staje się schronieniem twórcy na wygnaniu. "Lost Lost Lost – tytuł filmu, który wraz z bratem chcieliśmy nakręcić już w 1949 roku – oddaje nasz stan ducha z tamtych lat, stan ludzi bez domu, którzy utracili swoją ojczyznę i wciąż nie mają tej drugiej. To zapis naszej rozpaczy, ale i początek nowego życia".
przypomniały mi się dzieci ze wspaniałego filmu kurosawy, które do starego profesora krzyczały: madakai, madakai, madakai?, na co stary profesor odpowiadał: madadayo, madadayo, madadayo!, bo.. nie wszystek lost, nie wszystek lost, nie wszystek lost! sztuka jako przywracanie zaginionej atlantydy, kino jako odzyskiwanie...